Dzień chłopaka Prezent zdrowe SŁODYCZE BEZ CUKRU. od Super Sprzedawcy. Waga. 9 g. 50, 00 zł. zapłać później z. sprawdź. 58,99 zł z dostawą. Produkt: Baton Frupp kids jabłko-marakuja Celiko, 9g.
Każda dobra dziewczyna pamięta, że we wrześniu wszyscy chłopacy, ci mniejsi i więksi obchodzą swoje święto. Płeć mniej piękna także uwielbia upominki! W Dniu Chłopaka spraw radość, obdarowując prezentem prosto Spod prezent na Dzień ChłopakaDla chłopaków majsterkowiczów, wędkarzy, żeglarzy czy obieżyświatów, dla każdego nasza Pani Kierowniczka przygotowała coś specjalnego. Podaruj personalizowany kubek w sam raz na prezent z okazji Dnia Chłopaka. Twój chłopak ma wyjątkowy charakter i uwielbiasz jego poczucie humoru? Z całą pewnością będzie zadowolony z koszulki z oryginalnym nadrukiem. Dla mistrzów patelni polecamy gorąco fartuchy (tak, tak w wersji męskiej). Dzień Chłopaka warto obchodzić także w pracy. Magnesy i podkładki pod kubek są doskonałe na firmowe świętowanie. Świętuj Dzień Chłopaka bez względu na wiekDzień Chłopaka należy celebrować bez względu na wiek. Mąż, tata, teść czy dziadek - ci dorośli już chłopacy także ucieszą się z upominku Spod Lady. W Spod Lady stawiamy na oryginalność i kreatywność. Wszystkie wzory tworzymy sami, dlatego wręczając nasz prezent masz pewność, że obdarowana osoba będzie zadowolona z upominku. Chcesz sprawić chłopakowi radość na odległość? Za pomocą naszej poczty upominkowej wyślij do niego prezent-niespodziankę.
DARMOWE materiały na Dzień Chłopaka https: Dzień Chłopaka: dekoracje, karty pracy, odznaki, dyplomy do drukowania dla dzieci, rodziców, nauczycieli
Nagrodzone i wyróżnione scenariusze skeczy na Polonijny Dzień Dwujęzyczności w kategorii dorosłych. „Lekcja języka polskiego” Amerykanie uczą się języka polskiego w klasie dla dorosłych w sobotniej polskiej szkole gdzieś w środku, a może na peryferiach Ameryki Północnej. Właśnie trwa lekcja. Nauczycielka wyjaśnia zasady polskiej gramatyki. – Rzeczownik zdrowie to rodzaj nijaki. Kto powie, dlaczego to rodzaj nijaki, jak go rozpoznać? Odpowiada John: – Ma koniec na – e…. – Tak… Dobrze, John. Ale nie mówi się: ma koniec, tylko: ma końcówkę, albo: kończy się na – e. A kto mi powie, co jest przeciwieństwem zdrowia? -Niezdrowie… – zgaduje Mary. -Choroba! – wykrzykuje radośnie Steve – Choroba to kobieta! -Kocham Polish grammar! Love it! Choroba to kobieta! Kończy się na -a! – potwierdza John. -Panowie, choroba to nie kobieta, tylko rodzaj żeński! – poprawia nauczycielka. -Whatever! The same meaning! – krzyczy Steve. -Mówimy tylko po polsku, panowie! – przypomina nauczycielka i grozi palcem. -A problem, to jaki rodzaj?? – Katie niewinnie włącza się do dyskusji. -Problem to mężczyzna – man, więc rodzaj męski! – groźnie odpowiada Mary – a czasownik dla mężczyzny to – męczyć….. Simple like that! I love Polish grammar too! -Nie! – krzyczy wyraźnie pogubiony Steve – mężczyzna to rodzaj żeński, bo ma koniec na – a! -Sooo…. – zastanawia się John – czyli, że, że… męczyzna to kobieta?!! It can’t be!! What a mess! Polska gramatika to nie zdrowie, to choroba! -Zaraz, zaraz… To nie tak! – rozbawiona nauczycielka chce coś wyjaśnić. Steve szybko pokazuje nauczycielce na zegarek. -Lekcja ma końcówkę…. -Nie, Steve! Mówi się: Lekcja się kończy. A ty i John od dzisiaj macie problem z rodzajem żeńskim! Autor: Margaret Oleksy 51 lat, nauczycielka w Szkole Języka Polskiego im. Paderewskiego w Cleveland, OH „WATCH” Bohaterowie: Mama, Syn S: Mamo…(milczenie) czy ja mogę (nieśmiało) watch? M: Chcesz mój zegarek? (zdziwiona) S: Mamo (zniecierpliwiony) Czy jaaa….(przedłużając ja) mogę… watch? M: Nie rozumiem…(łagodnie) Po co ci mój zegarek? hmmm? S: Mamo (bardziej zniecierpliwiony) czy ja mogę watch? M: (przyglądając się dziecku uważnie) Oooo…Ty chcesz watch… me? Proszę, siadaj i patrz się….Jesteś taki kochany, dawno mnie nie widziałeś, co nie? Gdzie chcesz usiąść? S: Maaaamoooo….. M: Przecież chciałeś watch…me? S: Nie nie nie nie (zdenerwowany) watch… wiesz co!!!(zniecierpliwiony)….ti… ti…ti… M: hmmm???? (zdezorientowana) S: wiesz co!!! ty ty ty M: Tyle razy prosiłam, żebyś nie zwracał się do mnie na ty… S: Vi vi wy wy wy… M: Przesadzasz….nie mówimy do jednej osoby: wy. Możesz mówić Ty Kasiu, Ty mamo, Ty tato itd ale nie mówimy: wy mamo, wy Kasiu itd. S: TY WY…czy mogę watch TY WY M: O ty chcesz watch me and who else?! S: TIWI!!!! Can I watch TV???? M: Can you? (patrząc prosto w oczy) of course I can. Why do I love you so much? (czule) S: Całując M w policzek: Because of that!!!!! Mogę? Watch? M: Pewnie (zdejmuje z reki zegarek i podaje synowi) S: Mamo!!!(zniecierpliwiony) Ja chce watch!!!! watch!!!! Chce watch tiwi!!!! M: To trzeba było mówić od razu, tiwi, a nie watch watch… S: Mówiłem! M: Czy ja mogę…seat now?(szukając miejsca żeby usiąść) Autor: Anna Czapkowska 39 lat i Maksymilinan Kozikowski 6 lat, uczeń Polskiej Szkoły im. św. Trójcy w Chicago Rozmowa przez Skype Osoby: Krysia ok. 40 lat. Od bliso 10 lat mieszkająca w Sydney, Matka 66 lat, emerytowana nauczycielka, mieszka w Rzeszowie. Krysia: Halo Mamuś. Widzisz jak dobrze, że dałaś się namówić na komputer i skajpa. Możemy sobie rozmawiać jakbyś była tutaj. Mama: Oh, Krysiu, jak się cieszę, że cię widzę. Sama jesteś? Chciałabym zobaczyć Krzysia. No i Pawła. Wiesz, że go bardzo lubię. K.: Nie, moich chłopaków nie ma. Paweł zabrał Krzysia, włożyli zimne nóżki do buta i pojechali do takiej starszej Polki, która tu niedaleko mieszka. M.: Zaraz zaraz… Co ty opowiadasz? Obie zimne nóżki Krzysia do jednego buta? Bez skarpetek? Coś ci się chyba pomieszało. K.(śmieje się): Nie, Mamo. To ty źle zrozumiałaś. Zimne nóżki, to miska galarety. Paweł ją zwykle robi, a u nich to się nazywało zimne nóżki. A boot to jest u auta. M.: Aha, to bagażnik. Mówże po ludzku! No, ale opowiadaj co u was. K.: U nas jak zawsze dużo się dzieje. Kupiliśmy flet. M.: Flet żeście kupili? To chyba nie dla was, ale dla Krzysia. K.: No tak, to pewnie będzie dla Krzysia, chociaż on jeszcze mały. M.: Co tam mały. Czas szybko leci. Tatuś by się bardzo cieszył. Ty wiesz, że on się zawsze interesował muzyką nawet chciał, żebyś grała… K.: My się też interesujemy. W tamtym tygodniu byliśmy wszyscy troje na koncercie w Operze. M.: Wspaniale. No i jak Krzysiu? Co mu się najbardziej podobało? K. (z uśmiechem): Ja myślę, że konduktor… M.: To nie jechaliście autem? K.: Nie, Mamo. Tam parking jest prawie taki drogi jak bilet na koncert. M.: To co, Krzysiu rozmawiał z tym konduktorem? K.: Nie, skąd! Nie miałby żadnych szans. Podobało mu się jak ten konduktor był ubrany – we fraku i że miał taką laseczkę w ręku. M.: Wiesz co, to jakieś cuda tam u Was się dzieją. W Polsce już dawno w tramwajach ani autobusach konduktorów nie ma. A dawniej, jak pewnie pamiętasz to mieli takie mundury i czapki. K.: Mamo! O czym ty mówisz! Konduktor, to ten co prowadzi całą orkiestrę na koncercie. M.: Kryśka! Czyś ty już zapomniała? To jest dyrygent. (dzwonek do drzwi) K.: Przepraszam cię, Mamuś. Zaczekaj chwileczkę. To pewnie plama. (po krótkiej chwili). To sąsiadka. Przyjdzie później. Nie, to nie był plama. M.: Ta plama. To nie była plama. A gdzie ci się zrobiła? K.: O czym ty mówisz? Ja czekam na plamera, bo nam woda cieknie w londrze. M.: Krysiu! To jest rondel a nie londer i w rondlu a nie w londrze. A ten co naprawia to albo ślusarz albo hydraulik. Zależy co ma naprawić. Boże święty. Jak ty mówisz? Trudno się dogadać. A ten ‘rondel’ to chyba pralnia? K.: Oh, Mamo. Daj spokój… (chwila ciszy) M.: Chyba nie jesteś zła na mnie. Ale widzisz ja was zawsze w domu uczyłam, żeby ładnie mówić… Trochę źle wyglądasz. Oczy masz podkrążone. Czy ty czasem nie jesteś chora? K.: Nie, Mamo. Tylko jestem zmęczona. Miałam dużo prasowania i blankiety musiałam wywietrzyć, poskładać i pochować… M.: Blankiety? To tam u was są jeszcze blankiety? U nas dawniej były na poczcie, do wypełnienia na telegram albo na paczkę. Mógł też być blankiet na awizo… ale teraz nikt tego już nie używa… K.: Mamuś ja nie mówię o drukach ani o formularzach, tylko o grubych wełnianych blankietach, które zimą kładziemy na kołdry, żeby było ciepło… M.: No, to są przecież koce. Pewnie, że trzeba je przed schowaniem na lato wywietrzyć i poskładać. Robota w domu jest zawsze nieprzerobiona. K.: Tak, szczególnie dla kobiety. W Australii się mówi, że prawie każda kobieta musi mieć dwa dzioby… M.: Dobrze, powiedziałaś poprawnie – dzioby, a nie dzióby, jak niektórzy mówią. Ale zaraz … o czym ty mówisz? O jakich dziobach? Dobrze, że się patrzę na ciebie i widzę, masz normalną buzię, bez żadnego dzioba… K.: Mamo, to nie ptasi dziób. To dwie roboty. Wszystko drożeje. Paweł nieźle zarabia, ale by nam nie wystarczyło. Domeśmy spłacili, ale teraz ten flet. Trzeba zarobić, żeby pożyczkę spłacać. M.: To takie te flety są u was drogie? K.: Teraz troszkę zastopowało. Ale i tak musieliśmy wziąć ponad 100 tysięcy pożyczki. M.: Co? Na flet? Nie lepiej było do Polski przyjechać i kupić Krzysiowi taki flet? Najdroższy to by chyba ze dwa tysiące kosztował. K.: Maaamo – flet to mieszkanie. Kupiliśmy malutkie, blisko uniwersytetu. Jak Krzysiu skończy szkołę, to może tam mieszkać, żeby nie musiał dojeżdżać. Wiesz, że daleko mieszkamy… M.: O Wszyscy Święci! flet, blankiet, but, konduktor, londer, plama i dzioby… Krysia, jak tak dalej pójdzie, to my sie nie dogadamy. Ja się chyba zdecyduję i przyjadę do was. K.: Świetnie, Mamo. Na Christmas byłoby najlepiej. Zdziwisz się, bo tutaj karpia na wigilię nie ma, ale salmon też jest smaczny. A na drugi dzień, to turki mi dobrze wychodzi. M.(do siebie): Co ona wygaduje Salomon, Turki…. (głośno) Dobrze Krysiu. Załatwiaj bilety. K.: Pa Mamo! Krzysiu się ucieszy. Musisz mieć dla niego jakieś ciekawe story. On bardzo lubi…. (rozmowa się urywa) M.: (do siebie) Story? Skąd sobie przypomniała. Przecież teraz to się mówi firany albo zasłony…. Ale to nic. Przyjadę i będziemy znowu mówić po polsku. Autor: Marianna Łacek
Są symbolem miłości. Idealnie nadają się na prezent z okazji ważnej rocznicy. Jeżeli partner obdarza Cię nimi na co dzień, to znak, że bardzo mu na tobie zależy. Dostajesz zwykle czerwone tulipany? Jesteś prawdziwą szczęściarą – ten kolor oznacza prawdziwą, namiętną miłość. Wielokolorowy bukiet to z kolei symbol, że